Bydło grasuje po okolicy i wzbudza strach. Hodowca nic nie robi sobie z kar

Poleć
Udostępnij
Autor tekstu: (em) | redakcja@agropolska.pl
14-12-2017,8:15 Aktualizacja: 14-12-2017,8:31
A A A

Mieszkańcy Ciecierzyc w gminie Deszczno (województwo lubuskie) mają od kilku lat spory problem. Po polach i łąkach chodzi bezpańsko stado około 130 krów. Zwierzęta odwiedzają nawet prywatne posesje. Właściciel bydła nie interesuje się tymczasem ich losem.

- Rolnik posiada zaledwie 2-hektarowe gospodarstwo, więc na tej skromnej powierzchni nie jest w stanie utrzymywać i wyżywić tylu zwierząt. Krowy wchodzą zatem na cudze łąki - mówi Krystyna Łyga, sołtys Ciecierzyc przed kamerami TVP3 Gorzów.  

łódź, straż miejska, krowy, bydło w mieście, krowy zerwały się z łańcucha

Krowy na wypasie w wielkim mieście

Dwie krowy zamiast na pastwisku czy w oborze znalazły się niespodziewanie w rejonie ulic Dąbrowskiego i Puszkina w... Łodzi. Musiała interweniować Straż Miejska. Niedawno pisaliśmy o koniach, które uciekły właścicielom i biegały po drogach,...

Większość sztuk nie posiada odpowiednich paszportów i identyfikatorów (wymaga tego prawo), więc w myśl przepisów należy je uznać za pochodzące z nielegalnej hodowli.

Problemem zajął się lubuski oddział Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, który próbował wyegzekwować od hodowcy, by oznakował stado. Ten jednak zlekceważył owe wezwania i sprawa trafiła do sądu, który nałożył na niego karę grzywny. To też jednak nie poskutkowało.

Mieszkańcy Ciecierzyc i Borka o pomoc prosili również policję, która wielokrotnie interweniowała w tej sprawie. - Mam dwoje dzieci, z których jedno codziennie muszę prowadzić na szkolny autobus do wsi. Jest strach, boję się chodzić wśród tego bydła - nie kryje obaw przed kamerami stacji Elżbieta Kaczmarek, mieszkanka Borka.  

Wobec właściciela stada stróże prawa skierowali wnioski do sądu, który dwukrotnie ukarał go grzywną, co oczywiście nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.

Z kolei władze gminy Deszczno nic nie mogą zrobić z chodzącym samopas stadem dopóki nie stwierdzą zaniedbywania zwierząt przez właściciela. Mężczyzna unika ponadto kontaktu z powiatowym inspektorem weterynarii. Z powodu braku oznakowania zwierząt, inspektor nie będzie mógł ustalić ich pochodzenia. Wówczas trzeba będzie je uśmiercić i zutylizować. A tego chcą wszyscy uniknąć.
 

źródło: TVP3 Gorzów

Poleć
Udostępnij